21 cze 2015

ROZDZIAŁ 5

Na co by się zdało two­je dob­ro, 
gdy­by nie is­tniało zło i jak­by wyglądała 
ziemia, gdy­by z niej zniknęły cienie?


 Sprawdziłam puls dziewczyny, ale nie poczułam niczego. Nie żyła. Umarła przeze mnie, bo jej nie pomogłam.
Jej długie blond włosy były rozrzucone dookoła jej ciała. Gdyby nie krew na ciele dziewczyny, wyglądałaby jak anioł ze swoją nieskazitelna cerą. Kiedyś błękitne oczy, były teraz puste i nieobecne. Widziałam w nich strach.
Drżącymi rękoma, które były całe we krwi, wyjęłam telefon z kieszeni. Miałam trzy nieodebrane połączenia. Jedno od Silence, a dwa od mamy.
Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że dochodzi dwunasta w nocy. Spędziłam tu trzy godziny? Przy ciele zmarłej dziewczyny? Nie, to nie może dziać się naprawdę. Pokręciłam głową, rzucając włosami na prawo i lewo.
Telefon wyślizgnął się z moich dłoni, całych we krwi. Zamknęłam oczy i odskoczyłam do tyłu, lądując na tyłku. Boże, nie, niech to nie dzieje się naprawdę. Proszę, proszę, proszę. Nie byłam teraz w stanie nic zrobić. Ogarniało mnie poczucie winy. Przechodziło przeze mnie i wciskało się do mojej głowy, zadomawiając się. Teraz miałam z nim żyć? Nie wydawało mi się to dobrą wiadomością.
Pokręciłam głową jeszcze mocniej i zacisnęłam powieki. To się tak nie może skończyć. Wystarczy, że będę oddychać i się uspokoję. Wzięłam jeden głęboki oddech i otworzyłam oczy, po czym odwróciłam wzrok, bo nie mogłam, patrzeć na tę dziewczynę.
Zacisnęłam pięści i paznokciami wbiłam się do skóry, by odzyskać zdolność myślenia. Poczułam spływającą krew, ale nie zaprzestałam, dopóki mój umysł się nie oczyścił ze złych myśli. Dam radę, muszę dać radę. Poluzowałam, dopiero po minucie.
Na czworakach podeszłam to telefonu i chwyciłam go do ręki. Wykręciłam 112 i przyłożyłam komórkę do ucha. Ktoś odebrał już po pierwszym sygnale.
- Tak?
- Dobry wieczór, chciałabym zgłosić morderstwo – próbowałam, by mój głos nie drżał.
Kobieta w słuchawce westchnęła.
- Proszę podać informacje, gdzie ma przyjechać policja i karetka.
Rozejrzałam się, by zobaczyć jakieś szczególne znaki. Na jednym z opuszczonych budynków wisiała stara tabliczka z nazwą ulicy.
- Wortgood 14, dookoła są stare, opuszczone bloki.
- Czy jest z panią jakaś osoba? - zapytała się mnie.
Łzy pchały mi się do oczu, a głos mi się załamał.
- Jestem obok ciała... zmarłej dziewczyny...
- Proszę się nie denerwować, już wysyłam do pani samochody.
- Dziękuję – pociągnęłam nosem. Kobieta powiedziała coś, czego nie usłyszałam i się rozłączyła.
Opadałam z sił, byłam wykończona psychicznie. Ból ani trochę nie zelżał. Potrafiłam się opanować na chwilę, a zaraz potem wspomnienia powracały, a wraz nimi ukazywało się poczucie winy, z którym miałam już żyć.
Po dziesięciu, ciągnących się niemiłosiernie minutach, usłyszałam sygnały policyjne, a po chwili ujrzałam także światła.
Podbiegła do mnie młoda kobieta, a zaraz potem – mężczyzna.
- Czy nic pani nie jest? - spytała się, kucając obok mnie, a jej kolega sprawdzał puls dziewczyny.
Zalałam się łzami i odpowiedziałam:
- T-to moja wina, nie pomogłam jej – głos mi się załamał, ale ciągnęłam dalej. - Byłam przy tym, ale nie mogłam się ruszyć, tak strasznie się bałam. Kobieta przytuliła mnie i pomogła mi wstać.
- Zaprowadzę cię do samochodu, a na komendzie złożysz zeznania.
Kiwnęłam głową, bo tylko na tyle było mnie stać.
Usadowiłam się na tylnym siedzeniu.
- Zaraz do ciebie wrócę.
Zamknęła za sobą drzwi i odeszła w stronę miejsca zbrodni.
Zauważyłam, jak medycy zakrywają ciało zmarłej dziewczyny. Odwróciłam wzrok, nie chciałam na to patrzeć. Po chwili wieźli ją już w stronę karetki, ponownie odwróciłam wzrok. To było dla mnie zbyt straszne.
Zaraz potem, gdy karetka ruszyła, do radiowozu weszli policjanci. Mężczyzna zajął miejsce za kierownicą, a kobieta usiadła z przodu na siedzeniu pasażera.
- Możesz nam w skrócie opowiedzieć co się stało? - zapytał się kierowca.
- Dean, niech dziewczyna trochę odpocznie – skarciła go kobieta. - Przeżyła traumę.
- Ach, tak. Przepraszam – mruknął.
Mogłam zaliczyć go do policjantów, którzy nie przejmują się uczuciami ludzi, którzy mają składać zeznania. Inna sprawa z jego partnerką, ona była miła i opiekuńcza. Odwróciła się do mnie i powiedziała:
- Skarbie, na komisariacie zadzwonimy do twoich rodziców, dobrze?
- Mój telefon został tam na miejscu.
- Jest na nim krew, więc posłuży, jako dowód.
Zdałam sobie sprawę, że jest na nim także moja krew. Przecież zraniłam się paznokciami, a później dotykałam komórkę. Muszę to powiedzieć.
- Jest na nim moja krew.
- Jak to? Skaleczyłaś się?
Skinęłam głową, nie chciałam już nic mówić. Samo wspomnienie oczu dziewczyny przyprawiało mnie o dreszcze. Kiedyś piękne i radosne, a teraz puste i smutne. Już nigdy więcej nie ujrzy kolorów świata. Nie wyjdzie za mąż, nie będzie miała dzieci. Niech no sobie tylko pomyślę, co poczuje jej rodzina, gdy się dowie, że dziewczyna została zamordowana. Ból i pustkę, którą nie wypełni już miłość i radość córki. Pustkę, która zostanie pustką. Która nigdy się nie zaleczy, która stanie się blizną, a z każdym dniem, gdy pomyślą o niej, dojdą nowe rany, bolesne.
Wszystko co będzie im ją przypominało, będzie rozdrapywać stare blizny i nic nie będzie już takie same. Pusty pokój, zero uśmiechu, czy po prostu spojrzenia. Życie z takimi ranami jest bardzo trudne, nigdy się o nich nie zapomina, a wręcz przeciwnie – myśli się o nich na okrągło. Wiem to z własnego doświadczenia.
Cień, który zostaje po stracie ukochanej osoby, ciągnie się za nami, aż do ostatnich dni. Śledzi nas, chodzi za nami, nie daje nam żyć. Jest to męczące i cały czas, gdzieś tam w środku, jesteśmy przygnębieni, choć nie pokazujemy tego od zewnątrz. Jedni od tego wariują, drudzy popadają w nałogi, a jeszcze inni stają z tym twarzą w twarz. Walczą z tym i próbują żyć normalnie.
Każdy oddech jest dla nich wyzwaniem, każda sekunda życia, wszystko to, by nie zwariować. Nie jest to proste, ale niektórym się to udaje. Pozbywają się całego lęku i cień zmniejszają tak, by stał się niewidoczny.
Nad tymi, którzy zaczynają przegrywać, cień się powiększa i powiększa, aż w końcu ich pożera i tracą całą świadomość. Nie da się już wtedy, nic zrobić. Popełniają samobójstwa, trafiają do domów dla chorych umysłowo. Jeżeli ktoś myśli, że osoby w nim zamieszkałe, wariują sami z siebie – mylą się. Jest to proces, który dotyka większości po śmierci bliskiej osoby. Wystarczy spojrzeć w akta kilku ludzi, którzy tam są, i od razu przekona się o tym, że to przez cień, który gnębi, aż do ostatniej zdrowej myśli.
Mam dużą nadzieję, że nie przegram tej walki, ponieważ, cień kroczy za mną już od kilku lat. Za moją matką, bratem, babcią i dziadkiem. Za bliską rodziną. I właśnie dlatego muszę zwyciężyć, by pokazać, że jest to możliwe. Nie zwariować i żyć normalnie, jednocześnie myśląc i nie zapominając. Muszę być szczęśliwa, on by sobie tego na pewno życzył.
- Hej, mała? - Ktoś poruszał moim ramieniem.
Zasnęłam w drodze na komisariat? Otworzyłam oczy i kilka razy zamrugałam.
- Chodź, już jesteśmy na miejscu. - Kobieta pomogła mi wysiąść, po czym objęła mnie ramieniem. - Zadzwonimy do twojej mamy, dobrze?
- Tak – odpowiedziałam zmęczonym głosem. Zaprowadziła mnie do pomieszczenia średniej wielkości. Na środku stały biurko oraz krzesła.
- Usiądź sobie wygodnie, ja za moment wrócę do ciebie.
Wróciła po dziesięciu minutach i usiadła na krześle obok mnie.
- Opowiesz mi co się stało? - spytała się mnie. Potaknęłam głową i zaczęłam wszystko opowiadać policjantce. Gdy ze łzami na twarzy skończyłam mówić, przytuliła mnie.
- Dziękuję, że mi to powiedziałaś. Obiecuję, że przestępca zostanie złapany i ukarany. Spojrzałam na nią niepewnie, po czym zapytałam się:
- Obiecuje pani?
- Tak. Sprawiedliwość musi dosięgnąć tego człowieka.
- Czy mogę już iść?
- Myślę, że powiedziałaś mi wszystkie najistotniejsze rzeczy, więc odprowadzę cie do twojej mamy.
- Przyjechała tu? - Zadawałam ciągle pytania.
- Tak, czeka na ciebie na korytarzu. - Podniosła się z krzesła i pomogła mi wstać, wciąż mnie obejmując. - Chodźmy do niej.
Wyszłyśmy z pomieszczenia i zobaczyłam zmęczoną kobietę, siedzącą na plastikowym krześle.
- Mamo... - szepnęłam.
Gdy mnie zauważyła, poderwała się z miejsca i podbiegła, by mnie przytulić.
- Skarbie, tak bardzo przepraszam, gdybym wtedy po ciebie przyjechała...
- Nie, mamo – przerwałam jej, a ta spojrzała na mnie zaskoczona. - To wszystko moja wina, i tylko moja. Muszę to sama unieść na barkach.
- Nie, kochanie. - Dotknęła mojego policzka. - Znalazłaś się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze. To wszystko. Nic nie musisz unosić.
Nie wytrzymałam. Łzy polały się potokiem.
- Ona była taka młoda i piękna, gdybym... gdybym jej pomogła...
Matka zamknęła mnie w silnym, ale opiekuńczym uścisku i szepnęła do ucha:
- Ciii, już wszystko dobrze, skarbie.

***

Do domu jechałyśmy, milcząc. Nie odzywałyśmy się do siebie, choć mama próbowała mnie uspokajać, ale powiedziałam jej, że ma przestać. Nie wmówi mi, że to nie moja wina. Mogłam temu zapobiec, ale tego nie zrobiłam. Teraz muszę nieść to brzemię na swoich barkach. Sama.
Gdy tylko weszłyśmy do domu, szybko pobiegłam do swojego pokoju, nie zważając na wołania brata, dochodzące z salonu. Chciałam być sama.
Zamknęłam pokój na klucz i rzuciłam się na łóżko. Musiałam to wszystko dokładnie przemyśleć. Co mogę zrobić i jak mogę pomóc.
Zaraz zaczęło się pukanie do drzwi, głosy dochodzące zza nich. Nie zważałam na nie. Po kilku minutach, gdy pozostawiłam zamknięte drzwi, usłyszałam głos brata:
- Evie, zostawię cię samą, musisz wypocząć po tym, co przeszłaś, ale jutro zejdź na śniadanie. Porozmawiamy, spróbuję ci pomóc.
Nikt nie zdoła mi pomóc. Muszę sobie jakoś sama poradzić.
Po kilku ciągnących się godzinach, odpłynęłam w objęcia Morfeusza.
I wtedy zaczął się kolejny koszmar. 


~*~

Będę z Wami szczera. Ten rozdział nie przypadł mi do gustu, czegoś mi w nim brakuje.  Mam nadzieję, że chociaż Wam się podobał i przepraszam, że taki krotki ;-; Obiecuję, że 6 będzie o wiele lepszy. Zachęcam do pisania komentarzy oraz do wystawiania opinii!


Julie 

7 cze 2015

Spam


Tutaj możecie zostawiać wszelki spam oraz jeśli macie mnie w informowanych, powiadamiać o nowych rozdziałach :') 
Gdy chcecie zareklamować swojego bloga, proszę o krótki opis. Na każdy wejdę, ale nie obiecuję, że zostanę stałą czytelniczką. Czytam to, co mi się podoba.

ROZDZIAŁ 4

 Przy stole zostały wolne dwa miejsca. Usiadłam naprzeciw Aloisa, a obok mnie usiadła Sile.
- Skoro już wszyscy są, możemy zacząć jeść. Smacznego! - powiedziała mama Silence.
Na talerzu były ziemniaki, warzywna sałatka oraz kurczak.
By przerwać ciszę, która nas ogarnęła, zapytałam się kuzynów:
- Dlaczego przyjechaliście do miasta?
Obaj spojrzeli na mnie zdziwieni, nie spodziewali się takiego pytania. Lucas poprawił się na krześle i odchrząknął.
- Musimy załatwić parę spraw.
- Jesteście tutaj mile widziani. Możecie zostać tu tyle, ile chcecie – wtrąciła się pani Sherwood.
- Dziękujemy – odpowiedzieli w tym samym momencie.
- Pani dom bardzo się zmienił, jest tutaj bardzo przytulnie – Alois zwrócił się do mamy Sile.
- Dziękuję, ale to nie tylko moja zasługa. - Odwróciła się w stronę Silence. - Pomagała mi urządzać wiele pomieszczeń, ma wspaniały gust.
Zauważyłam w oczach mojej przyjaciółki coś w rodzaju szczęścia. Uścisnęłam pod stołem jej dłoń. Ta spojrzała na mnie i uśmiechnęła się, a ja niesłyszalnie poruszyłam wargami:
- Mówiłam, że będzie dobrze. - Skinęła mi głową i odwzajemniła uścisk.
Spojrzałam na Aloisa, któremu na twarzy błąkał się uśmieszek. Nic się nie zmienił. Może tylko trochę wyprzystojniał.
Minęło tyle lat, nie myślałam, że kiedykolwiek jeszcze się z nimi spotkam. A jednak, takie rzeczy się zdarzają. Gdybym spotkała ich na ulicy, nie poznałabym ich. Gdy byli mali zawsze mieli łobuzerski wyraz twarzy. Teraz wyglądają na bardziej poważnych, no, może tylko troszeczkę jeszcze widać tych łobuzów. Zaśmiałam się w myślach.
Może dobrze, że przyjechali. Razem z Sile powinnyśmy odświeżyć o nich pamięć. Kto wie, może jeszcze zostaniemy przyjaciółmi? Dobrze, że moja przyjaciółka nie słyszała tego, co przed chwilą pomyślałam. Na pewno, by oszalała, ale spróbuję ją jakoś do nich przekonać. W końcu każdemu należy się druga szansa. Zwłaszcza po tylu latach.
Nagle poczułam kopnięcie pod stołem. Spiorunowałam Silence wzrokiem, na co ona tylko kiwnęła głową na kuzynów.
- Chyba nie usłyszałaś mojego pytania – zaśmiał się Lucas.
Zmarszczyłam brwi. To było do mnie? No jasne, że do mnie. Inaczej Sile nie kopała, by mnie pod stołem.
Uśmiechnęłam się do niego przepraszająco i zapytałam się:
- Mógłbyś powtórzyć?
W jego oczach zauważyłam tańczące iskierki. Mogłabym się założyć, że gdyby nie było przy stole mamy Silence, już pękałby ze śmiechu.
- Poprzednio, gdy byłaś pogrążona w myślach i mnie nie słuchałaś, zapytałem się, jak się czują twoi rodzice i twój brat.
Rodzice. Powiedział rodzice. On nie wie. Skoro tak, to nie będę go wyprowadzać z błędu. Lepiej niech tak zostanie.
Spojrzałam na blat stołu i ignorując gulę w gardle, powiedziałam:
- Wszystko u nich dobrze.
Silence i jej mama spojrzały na mnie zdziwione, ale skinęły głowami na znak, że rozumieją. Nie chciałam o tym mówić. To nie jego sprawa.
Poczułam ostre kłucie w głowie, tak, jakby wszystkie moje myśli pękły na tysiąc kawałeczków i odłamkami ostrymi jak szkło raniły mnie.
Przymknęłam oczy i spróbowałam się uspokoić.
Jeden oddech.
Drugi oddech.
Trzeci oddech.
Coraz gorzej się czułam. Spróbowałam upić łyk wody, ale moja ręka ani drgnęła. Była w jednym i tym samym miejscu, a ja nie potrafiłam nią ruszyć. Całe moje ciało odmówiło mi posłuszeństwa i spadłam z krzesła. Moja głowa odbiła się od podłogi jak gumowa piłka, po czym leżała już nieruchomo.
Spadałam w dół, w niekończącą się otchłań. Moje ciało było jak szmaciana lalka, bezużyteczne. Dookoła mnie była ciemność, nicość.
Można było wyczuć tu, czające się zło. Otulało ono swoim ciepłem, które zrodziło się z nienawiści.
Czułam żar. Języki ognia mnie lizały, a ja nic nie mogłam zrobić. Tonęłam. Tonęłam w ogniu. Nie mogłam oddychać ani myśleć.
Moje ciało paliło się i odradzało na przemian. Sprawiało mi to ból.
Nagle poczułam inne ciepło. Kojące i delikatne. Wołało mnie do siebie. Kazało mi wracać. Jak zahipnotyzowana powoli uniosłam się znad popiołów i ognia.
- Jeszcze się spotkamy – rozbrzmiał straszliwy głos w mojej głowie.
Z przerażenia otworzyłam oczy i zaczęłam krzyczeć. Ktoś mnie przytulił, a ja, poznając tę osobę uspokoiłam się i poczułam się bezpieczna.
- Evie, tak się cieszę, że nic ci nie jest – przytuliła mnie do siebie jeszcze mocniej Silence.
Odsunęłam się od niej i złapałam za głowę. Najpierw ta książka, później nieprzespane noce, a teraz to. Naprawdę wariuję.
- Co się stało? - wymamrotałam.
- Zemdlałaś, ale już wszystko dobrze.
Gdy człowiek zemdleje, nie dzieje się coś takiego. I do tego jeszcze te uczucie. Jakby to co się stało, było naprawdę.
Ogień. Żar. Nicość.
Potrząsnęłam głową i spróbowałam wstać, trzymając się oparcia krzesła. Nagle coś sobie uświadomiłam. Nadal byłam na podłodze.
- Przez jaki czas byłam nieprzytomna?
- Może dwie minuty – odpowiedział Lucas.
Dopiero teraz zauważyłam, że przypatrywał mi się z współczuciem, Alois tak samo na mnie patrzył. Czy oni coś... Nie, to niemożliwe.
- Evie, potrzebujesz czegoś? Może zadzwonię po twoją mamę? - spojrzała na mnie z troską pani Sherwood.
- Mamo, Evie potrzebuje teraz spokoju. Pójdziemy na górę – uśmiechnęła się Silence.
- Dobrze, ale jeżeli coś by się działo, to macie natychmiast mnie zawołać.
- Jasne, mamo.
Weszłam do góry, podtrzymując się Sile. Nadal nie ufałam swojemu ciału.
- Eveline West, proszę, nie strasz mnie tak więcej – powiedziała, usiadłszy na łóżku.
- Przepraszam, ja...
Silence przytuliła mnie do siebie.
- Nie przejmuj się, to pytanie pewnie cię zdenerwowało.
Mimowolnie z moich oczu zaczęły spływać łzy.
- To było tak dawno temu, a ja nadal to odczuwam.
- Może nie wiem co czujesz, ale mogę się domyślać. - Przerwała na chwilę, by zaczerpnąć powietrza. - Ty wspierasz mnie, ja wspieram ciebie. Nasza przyjaźń nie jest jednostronna.
- Dziękuję – szepnęłam.
- Nie wściekaj się na niego, wiesz, że on nie ma o tym pojęcia.
Odsunęłam się od niej i grzbietem dłoni otarłam łzy.
- Już przeszłaś na jego stronę? - zapytałam się.
- Nie, ale wiesz... On jako pierwszy zareagował, choć, ja siedziałam obok ciebie. Zaczął do ciebie mówić, a później dotknął twojego policzka i się wybudziłaś.
Dotknął mojego policzka? Czy to ciepło...
- Cieszę się, że nic poważnego ci się nie stało.
- Sile, mogę cię o coś spytać?
- Dawaj – uśmiechnęła się do mnie.
- Wierzysz, że ciało i dusza mogą być w dwóch miejscach naraz?
Dziewczyna zaśmiała się i odpowiedziała:
- Chyba jednak uderzyłaś się w głowę.
Nie wierzy mi.
- Zapomnij co powiedziałam – mruknęłam.

***

Wieczorem następnego dnia, wracałam do domu.
- Na pewno nie mam cię odprowadzić? - zapytała Silence, stojąc w progu drzwi.
- Nie, poradzę sobie – odpowiedziałam.
- Tylko mi nie zemdlej po drodze!
- Obiecuję!
- Jakby coś się stało, dzwoń do mnie! - zawołała za mną.
W głowie nadal miałam wspomnienie tej ciemności. Przez noc próbowałam ustalić co się mogło stać i jak to wyjaśnić, ale niestety nie wpadłam na żaden pomysł. Może po prostu byłam przemęczona? Ludzie mdleją, gdy są zmęczeni. Ale czy robiłam coś, przez co mogłam być zmęczona? Chodziłam tylko do szkoły, a to nie jest, aż takie męczące.
Szłam właśnie słabo oświetloną uliczką, gdy usłyszałam krzyk.
Nagle na czymś śliskim prawie się poślizgnęłam. Co jest? Przecież deszcz nie pada. By to potwierdzić, spojrzałam w niebo, ale było czyste, ani jednej chmurki. Tylko jeden, wielki, srebrny księżyc, który oświetlał drogę.
Spojrzałam pod nogi i... O BOŻE! Na ulicy były ślady krwi. Przełknęłam ślinę. Jeżeli ktoś tam cierpi, moim obowiązkiem jest mu pomóc. Cholera, nie. Nie dam rady. Cofnęłam się, po czym usłyszałam kolejny krzyk. Zamknęłam oczy. Muszę tej osobie pomóc.
Pobiegłam wzdłuż śladów krwi, które wydawały mi się bardzo ciągnąć. Bałam się. Po kilku minutach usłyszałam kłótnię. Rozpoznałam osobę, która wcześniej krzyczała, była nią niewysoka blondynka.
Schowałam się za budynek i wyjrzałam zza ściany. Był tam z nią mężczyzna, zaraz, co on trzyma w ręce? Wyostrzyłam wzrok i zobaczyłam broń w jego dłoni. Szlag.
- Przykro mi, ponieważ jesteś bardzo ładna, ale dostałem zlecenie i muszę cię zabić – podszedł do niej bliżej.
- Od kogo to zlecenie? Zapłacę, przysięgam, zapłacę. Tylko nie rób mi krzywdy. - Dziewczyna cofnęła się, a mężczyzna podszedł do niej dwa kroki bliżej.
- Naprawdę nie chcę cię zabijać, ale muszę.
Dziewczyna rzuciła się do ucieczki, ale mężczyzna był szybszy i chwycił ją za łokieć. Przyłożył lufę do jej głowy i oddał strzał. Dziewczyna z hukiem upadła na plecy. O mało co nie krzyknęłam, ale zasłoniłam usta dłońmi. Mężczyzna przykucnął obok niej i powiedział:
- Taka szkoda – powiedziawszy to, odszedł.
Szybko podbiegłam do dziewczyny.
Wpatrywały się we mnie szklane oczy. Po jej twarzy spływała krew.
- Dlaczego mi nie pomogłaś? - usłyszałam głos w głowie.
- Nie, nie, nie, nie, nie – zaczęłam mówić do siebie.
- Mogłaś mi pomóc i mnie uratować.
Osunęłam się na kolana i złapałam się za głowę.
- Przepraszam, przepraszam, przepraszam – powtarzałam.
- Nie pomogłaś mi.
Łzy zaczęły ściekać mi po twarzy.
Ostatnie co pamiętam to dwoje wpatrujących się we mnie szklanych oczu. 

_____________________________________________________________________________________


I kolejny rozdział za nami! Czy był wystarczający? Na to pytanie musicie sobie odpowiedzieć sami, ale ja sądzę, że się udał. Mam także nadzieję, ze się Wam podobał oraz Was zadowolił! Czekam na  Wasze komentarze z opiniami! 


Julie

3 cze 2015

Bohaterowie ukazani jako ludzie

W tym poście możecie się lepiej poznać z bohaterami tego opowiadania. Oczywiście, nie musicie sobie wyobrażać ich tak jak wyglądają na artach. Jest to tylko podpowiedź dla Waszej wyobraźni. Zakładka z czasem będzie się powiększać, gdy będą dochodzić nowi, ważni bohaterowie :)
Jeżeli nie lubisz, nie trawisz, gdy autor ukazuje postaci swojego opowiadania jako ludzie, zapraszam Cię do takiej samej zakładki, gdzie bohaterowie są ukazani na artach 
Eveline West

Z pozoru zwyczajna i spokojna siedemnastoletnia dziewczyna, jednak kiedy chodzi o bliskie jej osoby potrafi walczyć o ich bezpieczeństwo. Wzrostem przewyższa wiele dziewczyn ze swojego rocznika, a jej czekoladowe włosy sięgają, aż do pasa. Dzięki swojej szczupłej, a zarazem wysportowanej sylwetce jest uważana za pociągającą. Swoimi niebieskimi oczyma przyciąga wiele spojrzeń. Jej osobowość jest tajemnicą dla wielu osób. W wolnym czasie gra w koszykówkę. Od niedawna gra też w szkolnej drużynie i bardzo szybko się rozwija. Evie nie toleruje zapatrzonych w siebie chłopców. Uważa, że są odpychający.
Nikolai West

O dwa lata starszy brat Evie. Dla niej jest dużym wsparciem i wie, że zawsze może na nim polegać. Jego hipnotyzujące spojrzenie niebieskich oczu przyciąga każdą dziewczynę, a kasztanowe włosy pasują do jasnej karnacji ciała. Do niedawna uprawiał koszykówkę, jednak życie osobiste i obowiązki dalej nie pozwoliły mu tego robić. Jednak nie stracił swojej dotychczasowej formy i nadal świetnie wygląda.


Silence Sherwood 


Radosna i pełna energii dziewczyna, która nie skończyła jeszcze siedemnastu lat. Jest najlepszą przyjaciółką Eveline. Czerwone włosy dodają jej charakteru, a jej zielone oczy współgrają z nimi idealnie. Ze swoim wzrostem 165 cm oraz szczupłą sylwetką jest uważana za słodką. W szkole jest bardzo lubiana.

Lucas Underworld

Lucas na pierwszy rzut oka wygląda na niegrzecznego chłopca, jednak wcale taki nie jest. Dziewiętnastolatek kusi wszystkie dziewczyny swoim wyglądem. Jego czarne włosy i chłodnoniebieskie oczy tworzą burzę w sercach wielu kobiet. Jego postura wygląda na lata ćwiczeń, natomiast on tylko biega i w miarę zdrowo się odżywia. Wiele osób nie potrafi zrozumieć co oznaczają tatuaże na jego prawej ręce.
Alois Underworld

 Chłopak, który może mieć każdą dziewczynę jaką tylko zechce. Jego złote włosy zazwyczaj są w nieładzie, a miodowe oczy pasują do nich idealnie. Ma 190 cm wzrostu, dzięki czemu z łatwością dostał pracę modela. Ma wysportowaną sylwetkę, chociaż nic nie trenuje. Gdy tylko spojrzy się w jego oczy, wszystko dookoła przestaje istnieć. Jeśli coś obierze sobie za cel, nie odpuści, dopóki go nie osiągnie.