30 maj 2015

Bohaterowie ukazani na artach

W tym poście możecie się lepiej poznać z bohaterami tego opowiadania. Oczywiście, nie musicie sobie wyobrażać ich tak jak wyglądają na artach. Jest to tylko podpowiedź dla Waszej wyobraźni. Zakładka z czasem będzie się powiększać, gdy będą dochodzić nowi, ważni bohaterowie :)
Jeżeli nie lubisz, nie trawisz, gdy autor pokazuje postaci swojego opowiadania za pomocą artów, zapraszam Cię do takiej samej zakładki, gdzie bohaterowie są ukazani jako ludzie 


Eveline West


Z pozoru zwyczajna i spokojna siedemnastoletnia dziewczyna, jednak kiedy chodzi o bliskie jej osoby potrafi walczyć o ich bezpieczeństwo. Wzrostem przewyższa wiele dziewczyn ze swojego rocznika, a jej czekoladowe włosy sięgają, aż do pasa. Dzięki swojej szczupłej, a zarazem wysportowanej sylwetce jest uważana za pociągającą. Swoimi niebieskimi oczyma przyciąga wiele spojrzeń. Jej osobowość jest tajemnicą dla wielu osób. W wolnym czasie gra w koszykówkę. Od niedawna gra też w szkolnej drużynie i bardzo szybko się rozwija. Evie nie toleruje zapatrzonych w siebie chłopców. Uważa, że są odpychający.  

Nikolai West


O dwa lata starszy brat Evie. Dla niej jest dużym wsparciem i wie, że zawsze może na nim polegać. Jego hipnotyzujące spojrzenie niebieskich oczu przyciąga każdą dziewczynę, a kasztanowe włosy pasują do jasnej karnacji ciała. Do niedawna uprawiał koszykówkę, jednak życie osobiste i obowiązki dalej nie pozwoliły mu tego robić. Jednak nie stracił swojej dotychczasowej formy i nadal świetnie wygląda.

Silence Sherwood



Radosna i pełna energii dziewczyna, która nie skończyła jeszcze siedemnastu lat. Jest najlepszą przyjaciółką Eveline. Czerwone włosy dodają jej charakteru, a jej zielone oczy współgrają z nimi idealnie. Ze swoim wzrostem 165 cm oraz szczupłą sylwetką jest uważana za słodką. W szkole jest bardzo lubiana.  


Lucas Underworld 


Lucas na pierwszy rzut oka wygląda na niegrzecznego chłopca, jednak wcale taki nie jest. Dziewiętnastolatek kusi wszystkie dziewczyny swoim wyglądem. Jego czarne włosy i chłodnoniebieskie oczy tworzą burzę w sercach wielu kobiet. Jego postura wygląda na lata ćwiczeń, natomiast on tylko biega i w miarę zdrowo się odżywia. Wiele osób nie potrafi zrozumieć co oznaczają tatuaże na jego prawej ręce.
  Alois Underworld


Chłopak, który może mieć każdą dziewczynę jaką tylko zechce. Jego złote włosy zazwyczaj są w nieładzie, a miodowe oczy pasują do nich idealnie. Ma 190 cm wzrostu, dzięki czemu z łatwością dostał pracę modela. Ma wysportowaną sylwetkę, chociaż nic nie trenuje. Gdy tylko spojrzy się w jego oczy, wszystko dookoła przestaje istnieć. Jeśli coś obierze sobie za cel, nie odpuści, dopóki go nie osiągnie.  

18 maj 2015

ROZDZIAŁ 3

 Obudziłam się cała zlana potem, po czym gwałtownie wyprostowałam się na łóżku. Przez moje ciało przebiegł dreszcz. Moje palce kurczowo zacisnęły się na pościeli.
Co się właśnie stało?! Zamknęłam oczy i spróbowałam się uspokoić. Moje myśli zaczęły błądzić po głowie w poszukiwaniu jakichkolwiek informacji, niestety, tylko obijały się o siebie. Nie pamiętałam snu, przez który, spojrzałam na zegarek, obudziłam się o drugiej w nocy. Dlaczego? Przyłożyłam dłoń do czoła i zaczęłam myśleć, co skończyło się bólem głowy. Odetchnęłam z rezygnacją. Zajmę się tym rano.
Przez resztę nocy nie potrafiłam spać. Za dużo myślałam.
Nagle usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Zakryłam głowę poduszką i udałam, że śpię. Zarejestrowałam czyjeś kroki na podłodze. Tylko mnie obudź, a się doigrasz, pomyślałam. Ten ktoś przystanął i zapytał się:
- Eve, śpisz? - poznałam głos mojego brata. Nie odpowiedziałam.
Chwila ciszy. Nieproszony osobnik wyrwał poduszkę, którą się zakryłam. Na moją głowę spłynęła woda. Otworzyłam szeroko oczy i usiadłam.
- Nik, ty cholerny idioto! - wrzasnęłam.
- Jest już siódma, a ty jeszcze leżysz w łóżku! Pobudka, Śpiąca Królewno! - i już go nie było.
Zacisnęłam pięści. Pożałujesz tego, oj pożałujesz. Uświadomiwszy sobie co powiedział, zerwałam się z łóżka. Niech to szlag. Jednak zasnęłam.
Wyszykowałam się w dziesięć minut. Ubrałam czarne spodnie i koszulkę w tym samym kolorze. Włosy zostawiłam rozpuszczone, w nich czuję się najlepiej.
Skacząc po dwa schodki naraz zeszłam do kuchni, w której był już mój brat. Podeszłam do niego i uderzyłam go w ramię.
- Jak mogłeś oblać mnie wodą?! Nie spałam – warknęłam.
- Nie chciałem, żebyś spóźniła się do szkoły – wzruszył ramionami, na jego twarzy błąkał się uśmieszek.
- Chciałeś odegrać rolę starszego brata? - zaśmiałam się.
- Jak tam twoje kolano? - zmienił temat.
- Dobrze. I na przyszłość radzę ci nie oblewać mnie wodą – obróciłam się i zaczęłam przygotowywać śniadanie. Kątem oka zdążyłam zauważyć, jak Nik mi salutuje. Uśmiechnęłam się.
Przed ósmą byłam już w szkole. Gdyby nie mój brat, pewnie w ogóle bym się nie zjawiła. Może tak byłoby lepiej?
Poszłam do sali na moją pierwszą lekcję. Usiadłam w ostatniej ławce pod oknem. Po kilku minutach do klasy weszła nauczycielka. Była to młoda kobieta. Miała kruczoczarne włosy, spięte w kok na czubku głowy. Ubrana była w białą koszulę oraz czarne spodnie.
- Witam wszystkich – posłała nam serdeczny uśmiech. - Dzisiaj zajmiemy się wierszem „The Raven”. Czy ktoś wie kto jest jego autorem? - zapytała się. Podniosłam rękę. Kobieta spojrzała na mnie i skinęła mi głową.
- Autorem jest Edgar Allan Poe – odpowiedziałam.
- Czy możesz nam powiedzieć coś więcej o panu Poe?
- Żył w XIX wieku w Ameryce – zamyśliłam się. - Przeżył około czterdzieści lat.
Nauczycielka podała mi kartkę i powiedziała:
- Przeczytaj nam proszę ostatnią zwrotkę.
Wstałam i zaczęłam recytować:
- „I wciąż jego czerń skrzydlata nie drgnie, jakby chciała lata
Spędzić nad Pallady bladym czołem, w niszy tuż przy drzwiach;
I wciąż w oczach mu się żarzy demoniczny blask lichtarzy,
A cień kruka trwa na straży mojej duszy, która w snach
Miota się, lecz nie powstanie, bo wciąż jawi się w jej snach
Krecha krwawa – kres i krach!”*
- Co sądzicie o tym fragmencie? - zapytała się kobieta. Usiadłam na miejsce.
- Autor mógł mieć na myśli koniec czegoś – odezwała się dziewczyna w pierwszej ławce.
- Było to pisane pod wpływem emocji – dopowiedział ktoś jeszcze.
- Wasze spostrzeżenia są słuszne...
Do końca lekcji dyskutowaliśmy o naszych pomysłach. Na koniec nauczycielka powiedziała, że mamy napisać wypracowanie na dowolny temat.
Na przerwie na lunch spotkałam się z Sile. Wyszłyśmy ze szkoły na zewnątrz.
- Evie, po szkole idziesz od razu ze mną do domu czy masz jeszcze coś do załatwienia? - Przejrzałam w myślach wszystko co muszę zrobić. Wypracowanie. Matematyka. Lektura. Matematyka.
- Nie mam nic w planach. Idę z tobą. - odgryzłam kawałek kanapki.
- Super! - Dlaczego tak się cieszy? Spróbowałam coś wymyślić. Nic nie przychodziło mi do głowy. Muszę ją zapytać wprost.
- Sile, dlaczego jesteś taka szczęśliwa, że do ciebie dzisiaj przychodzę na noc? - dziewczyna przystanęła i złapała się za głowę. Na jej twarz wpełzł przepraszający uśmiech.
- Wiesz... nie chciałam ci tego mówić, ale... no cóż, skoro się zapytałaś to wypadałoby ci powiedzieć. - skrzyżowałam ręce na piersi i patrzyłam się na nią oskarżycielskim wzrokiem.
- Moi kuzyni przyjeżdżają dzisiaj po południu – Sile spuściła głowę.
- O cholera. Czemu mi nie powiedziałaś?
- Bałam się, że nie przyjdziesz. - Poklepałam ją po ramieniu.
- Jeżeli znowu będą robić nam takie numery, jak w dzieciństwie, dostaną za to.
- Nie lubię ich – powiedziała dziewczyna.
Gdy wszystkie lekcje się skończyły, pojechałam z Sile do jej domu.
Weszłyśmy do środka. Dziewczyna poprowadziła mnie korytarzem do kuchni.
- Mamo, dzisiaj Evie u mnie nocuje. - Kobieta odwróciła się w naszą stronę.
- Dzień dobry, pani Sherwood – uśmiechnęłam się do niej.
- Dzień dobry, Evie – pomachała mi łyżką.
- Sile, możemy chwilkę porozmawiać? - zwróciła się do mojej przyjaciółki, która się na mnie spojrzała.
- Ach, tak. Poczekam w twoim pokoju – posłałam jej uśmiech.
Wyszedłszy z pomieszczenia usłyszałam kłótnię.
- Wiedziałaś, że przyjeżdżają twoi kuzyni!
- Mamo, przecież to nic wielkiego. I tak spędzą u nas kilka miesięcy. Co za różnica, czy jestem sama, czy z Evie?!
- Nie podnoś na mnie głosu!
Zamknęłam oczy i pokręciłam głową. Nie powinnam podsłuchiwać czyichś rozmów. Szybko weszłam na górę, do pokoju Sile.
Ściany były bladoróżowe, a podłoga z białego drewna. Znajdowało się tu dwuosobowe łóżko, biurko i szafa. Był to mały pokoik, urządzony bardzo dziewczęco.
Chwilę później do pomieszczenia weszła rozzłoszczona Sile, po czym rzuciła się na łóżko, zakrywając głowę poduszką. Wyglądała na bardzo zdenerwowaną.
- Nienawidzę jej. Nienawidzę jej. Nienawidzę jej – powtarzała, jakby była to jej mantra. Położyłam dłoń na jej karku, rozmasowując go.
- Znowu się pokłóciłyście? - Dziewczyna odwróciła się na plecy i spojrzała w sufit.
- Dlaczego ona to robi? Nie widzi, że mnie tym rani?
- Może po prostu nie potrafi okazywać uczuć? - podałam argument.
- Ta, jasne. Jest w niej tylko nienawiść, zero miłości czy innego uczucia. - Zakryła oczy wierzchem dłoni.
- Przejdzie jej, ona cię naprawdę kocha, musisz to zrozumieć.
- Nienawidzi mnie, a ja żywię do niej te same uczucia.
Zmieniłam temat:
- Przesuń się trochę, a nie na całym łóżku się wylegujesz – Sile przesunęła się, a ja położyłam się obok niej. Wskazałam placem na wiszącą na suficie gwiazdę i zapytałam się:
- Pamiętasz, jak ją robiłyśmy? Ustaliłyśmy sobie wtedy, że jest ona symbolem naszej przyjaźni.
- Chciałaś ją wtedy sama przymocować i spadłaś z drabiny – zaśmiała się dziewczyna.
- Nadziałam się na nożyczki – skrzywiłam się na tamto wspomnienie, ale ciągnęłam dalej. - Tamtego dnia blizna, która powstała przy tym wypadku, u pieczętowała naszą przyjaźń. Zawsze będę przy tobie, Sile. Nie zapominaj o tym. - Kątem oka zauważyłam, jak moja przyjaciółka ociera łzy. Usiadła, a ja zrobiłam to samo.
- Eveline West, kocham cię – i przytuliła mnie.

***

Późnym popołudniem usłyszałyśmy, jak ktoś wchodzi do domu.
- Któż to może być? - zapytała sarkastycznie Sile, po czym dodała – Chodź. - Pociągnęła mnie za rękę i ruszyła w stronę drzwi. Przyłożyła oko do dziurki od klucza i powiedziała:
- Ja obserwuję, a ty słuchasz. - Podeszłam bliżej i przyłożyłam ucho do drzwi. Co za głupota.
- Chyba nikt nie idzie – zauważyłam.
- Może to jakaś sąsiadka? - zapytała się.
- Ćśśś... ktoś idzie.
Wyostrzyłam słuch. Usłyszałam czyjeś kroki. Ktoś stanął pod drzwiami. Drzwi się otworzyły. O cholera! Upadłyśmy z hukiem na podłogę.
Zobaczyłam kuzynów Sile. Podwójna cholera. Ale się zmienili. Otwarłam buzię ze zdziwienia.
- Zamknij usta, bo ci mucha wleci – szepnęła mi do ucha dziewczyna, śmiejąc się. Wykonałam polecenie.
- Dziewczęta, co wy wyprawiacie? - zapytała z oburzeniem pani Sonegood. Moja przyjaciółka położyła dłoń na karku, uśmiechnęła się i powiedziała:
- Szukamy kolczyka Evie, wiesz jaka to jest niezdara. Wszystko potrafi zgubić.
- Tak, to prawda – uśmiechnęłam się przepraszająco. Później rozprawię się z nią za tę niezdarę.
Mama dziewczyny złapała się za głowę i pokręciła nią.
- Ech, no cóż... Stało się. - Spojrzała na Sile i powiedziała chłodnym tonem – Młoda damo, zaprowadź swoich kuzynów do ich pokoju. Później porozmawiamy.
Schodząc po schodach zawołała jeszcze:
- Kolacja o siódmej! Evie, proszę, też przyjdź. - Odczułam, że druga część nie za bardzo jej się podobała.
Moja przyjaciółka wstała, ociągając się. Poszłam w jej ślady. Wyszła na korytarz, nie zwracając uwagi na to, że jej kuzyni nie poszli za nią.
Patrzyli na mnie tymi pięknymi oczami. Szlag. Nie mów tak. Oni są źli.
- Evie? - zapytał się Lucas.
Miał czarne, rozczochrane włosy i chłodnoniebieskie oczy. Na jego prawej ręce rozciągały się tatuaże, które, nawet po dłuższym myśleniu, nie zgadłabym co oznaczają. Ubrany był w czarną koszulkę opinającą jego klatkę piersiową oraz spodnie w tym samym kolorze.
Drugi kuzyn – Alois był jego całkowitym przeciwieństwem. Miał miodowe oczy i złote włosy. Nie widziałam żadnych tatuaży, a ubrany był w białą koszulkę, na którą miał zarzucony rozpinany, pomarańczowy sweter oraz jasnobrązowe spodnie.
Patrzyłam to na jednego, to na drugiego. Byli nieziemsko przystojni. Co ja mówię?! Wycofuję poprzednie słowa... choć, nie. Oni po prostu tacy byli.
Potrząsnęłam głową i ocknęłam się z moich myśli.
- Wasz pokój jest na końcu korytarza. Ostatnie drzwi na lewo – uśmiechnęłam się.
- Ach, tak. Dzięki – odwzajemnił uśmiech i poszedł wraz z bratem w stronę pokoju.
Zdążyłam jeszcze usłyszeć:
- Ale się zmieniła ta nasza Evie.
Tylko który to powiedział?
Sile ominęła mnie w wejściu i usiadła na łóżku.
- Czy to naprawdę oni? - zapytała się zdziwiona.
Opadłam obok niej na łóżku i odpowiedziałam:
- Nie poznałabym ich na ulicy.
- Jak myślisz, pamiętają nasze wspólne dzieciństwo?
- Tego nie da się zapomnieć – zaśmiałam się. - Może się zmienili?
- Może, ale nie mamy pewności.
- A może będziemy bardziej dojrzałe i zapomnimy o tym co się kiedyś stało?
- Za dużo tu może.
Obie wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Evie, jesteś najlepszą przyjaciółką, jaką mogłabym sobie wymarzyć.
Rozmawiałyśmy jeszcze godzinę, po czym zorientowałyśmy się, że dochodzi już siódma.
- Czas się z nimi zmierzyć – powiedziała Sile.
- Będzie dobrze.
Wyszłyśmy z pokoju i razem zeszłyśmy na kolację.


* polskie tłumaczenie wiersza "The Raven" Edgara Allan Poe przez Stanisława Brańczak;
_____________________________________________________________________________________


Ta da! I kolejny rozdział za nami! Mam nadzieję, że będę je dodawać w odstępach około tygodnia, choć nie wiem czy mi się to uda. Trzymajcie za mnie kciuki! Jak myślicie, czy kuzyni Sile się zmienili i będą się przyjaźnić z dziewczynami, czy wręcz przeciwnie - zostaną wrogami? Czekam na Wasze odpowiedzi!Akcja miała przyjść z tym rozdziałem, ale stwierdziłam, że przeniosę ją do kolejnego, więc oczekujcie!Mam nadzieję, że rozdział się podobał i Was zaintrygował! Zapraszam do komentowania moi Drodzy! Na wszystkie pytania postaram się odpowiedzieć!  
Julie

3 maj 2015

ROZDZIAŁ 2

Reszta lekcji minęła normalnie. Pytanie uczniów, rozwiązywanie zadań. Tak jak co dzień. 
Weszłam do biblioteki, w której miała odbyć się moja kara. Składała się ona z dwóch pięter. Na parterze mieściły się drewniane stoły i krzesła, a na pierwszym i drugim piętrze były regały z książkami różnego typu. Lubiłam to miejsce.
 Podeszłam do biurka, za którym siedziała złotowłosa bibliotekarka. Wyglądała na dwadzieścia parę lat. Na nosie miała okulary z równie jasnymi oprawkami, jak jej fryzura. Wydawała się mnie nie zauważać, była pogrążona w czytaniu jakiejś książki. Chrząknęłam. Kobieta podniosła na mnie wzrok, wyprostowała się i zapytała:
- Czegoś potrzebujesz, młoda damo?
- Pan Werlone powiedział, że mam przyjść tutaj po lekcjach.
- Och, tak. Wspominał mi o tym, że ktoś przyjdzie mi pomóc. - Bibliotekarka włożyła zakładkę do książki i wstała z krzesła. Miała na sobie białą koszulę, na którą zarzuciła beżowy sweterek oraz spodnie w tym samym kolorze.
- Proszę za mną – poprowadziła mnie schodami do piwnicy. Zdziwiłam się, że nie było to chłodne i odpychające pomieszczenie, wręcz przeciwnie. Ściany były jasno brązowe, a podłoga z ciemnego drewna. W kącie stało biurko, a na nim leżały porozrzucane papiery.
- Wczoraj przywieźli do nas nowe tytułu – wskazała na stół, na którym piętrzyły się książki.
- Twoim zadaniem będzie poukładanie ich na odpowiednie miejsca. - Westchnęłam. Zajmie mi to dużo czasu.
- Dobrze – pokiwałam głową.
Bibliotekarka podeszła do biurka, wzięła jakąś kartkę i mi ją podała.
- Tutaj masz rozpiskę, gdzie jaka książka powinna się znajdować. 
 Wzięła z biurka wszystkie papiery i podeszła do drzwi, których wcześniej nie zauważyłam. Otworzyła je i zawołała do mnie:
- Jeżeli będziesz potrzebować mojej pomocy będę tutaj – weszła do środka i zamknęła za sobą drzwi.
 Podeszłam do stołu i wzięłam jedną z książek. Na okładce widniał tytuł Stworzenia nie z tego świata. Otworzyłam ją na przypadkowej stronie. Moją uwagę przykuła ilustracja, na której była postać kobiety przywiązanej łańcuchami do ściany. Miała na sobie białą suknię całą we krwi. Przyjrzałam się jej twarzy. Były na niej smutek, złość i dużo bólu. Nagle ilustracja się zamazała, a zaraz potem w miejscu, gdzie powinna być twarz kobiety ujrzałam swoją. Cicho krzyknęłam i upuściłam książkę, która z hukiem wylądowała na podłodze.
- Coś się stało? - dobiegł mnie głos bibliotekarki zza ściany.
- Wszystko w porządku! - odkrzyknęłam. Próbowałam, by mój głos nie drżał. Zamknęłam oczy, przyłożyłam dłoń do czoła i głęboko odetchnęłam. Po moich plecach przebiegł dreszcz. Cholera. Co to było? Już chyba wariuję.

***

Gdy poukładałam już wszystkie książki na ich miejsce, zapukałam do drzwi pomieszczenia, w którym znajdowała się bibliotekarka.
- Tak, słonko? - uśmiechnęła się do mnie serdecznie.
- Wszystkie książki są już na swoich miejscach – odwzajemniłam uśmiech.
- Dziękuję bardzo! Jeżeli kiedyś będziesz potrzebowała pomocy lub jakiejś książki to zapraszam!
- Przyjdę na pewno! 
 Chwyciłam plecak oparty o ścianę, zarzuciłam go na ramię i skinęłam głową kobiecie.
- Do widzenia!
- Do widzenia, do widzenia!
 Pobiegłam po schodach na górę i skierowałam się w stronę dziedzińca. Gdy wyszłam na dwór, powitał mnie chłodny wiatr, który uniósł moje włosy i z powrotem opuścił je na plecy. Wyciągnęłam telefon z kieszeni spodni, nacisnęłam guzik odblokowujący i sprawdziłam godzinę. Było dwadzieścia minut po siedemnastej. Szłam wolnym krokiem przez szkolny dziedziniec i podziwiałam otaczającą mnie przyrodę.
 Liście na drzewach delikatnie unosiły się poprzez powiew wiatru. Wydawało mi się, że wszystkie tańczą do melodii, której nie słyszę. Unosiły się, opadały, obracały i tak w kółko powtarzając wciąż te same ruchy. Gdyby się lepiej przyjrzeć można by ujrzeć tancerzy, których nosi melodia przyrody.
Żwir chrzęścił mi pod stopami. Podeszłam do frontowej furtki i lekko ją popchnęłam. Wyszłam na chodnik i ruszyłam w stronę miasta. Gdy coraz bardziej się do niego zbliżałam, szum wiatru zostawał zagłuszany przez hałas w mieście.
Usłyszałam melodię, którą miałam ustawioną na dzwonek. Wzięłam komórkę do ręki i przyłożyłam do ucha.
- Słucham? - zapytałam się.
- Evie, gdzie jesteś? Czekam na ciebie już od dwudziestu minut i nadal cię nie ma. - Szlag. Zapomniałam o spotkaniu z Sile. Przygryzłam wargę. Kłamać czy powiedzieć prawdę? Postawiłam na to drugie.
- Przepraszam, zapomniałam ci wcześniej powiedzieć, że Werlone wysłał mnie do kozy po lekcjach. - usłyszałam westchnienie po drugiej stronie. - Ale nic się nie martw! Już do ciebie idę, daj mi jeszcze pięć minut.
- Zgoda. Pięć minut i ani minuty więcej – rozłączyła się. Zaśmiałam się cicho. Przyśpieszyłam tempa i ruszyłam ku kawiarni, w której się umówiłam z Sile. Po kilku minutach byłam już na miejscu. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Od razu poczułam zapach kawy i ciasta. Odetchnęłam i uśmiechnęłam się. Brakowało mi tego. Zauważyłam moją przyjaciółkę i podeszłam do jej stolika.
- Masz szczęście, została ci tylko jedna minuta – jej kąciki ust drgały.
Ściągnęłam wojskową kurtkę i zawiesiłam ją na krześle, po czym na nie opadłam.
- Całe szczęście, bo gdybym się spóźniła, pewnie nie odzywałabyś się do mnie przez miesiąc – obie zaśmiałyśmy się. Do naszego stolika podeszła kelnerka i zapytała się:
- Co podać?
- Poproszę sok pomarańczowy oraz sernik – odpowiedziałam.
- A ja truskawkowy koktajl – odezwała się Sile. Kelnerka skinęła głową, uśmiechnęła się do nas i odeszła.
- Nie jesteś czasami na diecie? - zaśmiała się dziewczyna.
- Sugerujesz, że powinnam na niej być? - spojrzałam na nią. Sile podniosła obie ręce do góry i odpowiedziała:
- Ależ skąd, tylko się pytam.
- Mam nadzieję – mruknęłam i spojrzałam na blat stołu, by się nie roześmiać. 
 Po kilku minutach kelnerka przyniosła nasze zamówienia. Moja przyjaciółka upiła łyk koktajlu i zapytała się:
- Masz jutro czas po szkole? - skinęłam głową. - Będzie już weekend, więc pomyślałam, że mogłabyś u mnie przenocować. - Dlaczego nie?
- W porządku – po usłyszeniu odpowiedzi zauważyłam, jak Sile odetchnęła i od razu na jej twarzy wymalowała się ulga. Coś mi tu nie grało, ale nie chciałam dalej drążyć tematu.
- Zbliża się bal na zakończenie roku szkolnego, masz już jakiegoś partnera? - Mogłam dostrzec podniecenie w oczach dziewczyny.
- Wielu chciałoby ze mną pójść, ale ja czekam na tego jedynego – rozpromieniła się.
- Dlaczego nie pójdziesz z Markiem?
- On idzie z Allison. - Uśmiech na jej twarzy zelżał. Zadałam złe pytanie. 
 Dotknęłam jej ręki i powiedziałam:
- Jeżeli nie widzi, że ci na nim zależy jest głupcem – posłałam jej półuśmiech. Dziewczyna westchnęła i w jej oczach na ułamek sekundy pojawił się smutek. Spróbowałam położyć dłoń na jej ramieniu, ale ona ją odtrąciła.
- Dość już o mnie i o chłopakach. Wybrałaś już sukienkę? - Przymknęłam oczy.
- Jeszcze niecałe dwa miesiące, a ja już miałabym mieć sukienkę? - pokręciłam głową i zaśmiałam się. Sile wycelowała we mnie palec.
- Choć raz mogłabyś już ją mieć, a nie później na szybko będziemy biegać po sklepach w jej poszukiwaniach!
- Zdarzyło mi się to tylko raz! - obroniłam się.
- I więcej się to nie powtórzy! Już ja tego dopilnuję! - obie zachichotałyśmy.
 Rozmawiałyśmy ze sobą jeszcze dobre półtorej godziny, po czym pożegnałyśmy się. 
 Dochodziła dwudziesta. Było jeszcze jasno, za co dziękowałam w duchu, bo nie lubiłam się szwendać sama, gdy było ciemno. Schowałam dłonie do kieszeni kurtki, by chłodne powiewy wiatru nie mogły ich dosięgnąć. 
 Nagle słońce schowało się za ciemną kołdrą chmur. Po mojej twarzy spłynęła kropla deszczu. Proszę, niech nie pada. Moja modlitwa nie została wysłuchana i z nieba zaczęły spadać coraz to większe krople deszczu. Nasunęłam na głowę kaptur i zaczęłam biec. 
 Po kilku minutach porządnie się rozpadało. Byłam przemoczona. Po chwili rozjechałam się na kałuży i z hukiem upadłam na kolana. Kałuża zrobiła się lekko czerwona. Skrzywiłam się. Uniosłam jedno kolano i zobaczyłam, że jest rozbite. Przyjrzałam się bliżej i zobaczyłam, że nabiłam się na kawałki szkła. Cholera. Oby nie wbiły się głęboko. Uniosłam się i poczułam jak po mojej nodze spływa strużka krwi. Spróbowałam biec, ale ból przeszył moją nogę. Żeby szkło nie wbiło się głęboko, żeby szkło nie wbiło się głęboko, powtarzałam w myślach. Kuśtykając, ruszyłam dalej. 
 Zajęło mi to więcej czasu niż powinno, ale w końcu dotarłam do domu. Otworzyłam drzwi i nie zdejmując przemoczonych trampek pokuśtykałam do kuchni. Nik stojący przy lodówce, słysząc kroki, odwrócił się w moim kierunku.
- Ktoś chyba nie wziął parasolu – zaśmiał się.
- Siedź cicho – odburknęłam i usiadłam na krześle. Chłopak odsunął kolejne i usiadł na nim okrakiem.
- Skaleczyłaś się – zauważył, wskazując na moje kolano. Wzruszyłam ramionami i odpowiedziałam:
- Poślizgnęłam się i upadłam na szkło.
- Trzeba to opatrzeć. - Podszedł do szafki i wyciągnął z niej bandaż, wodę utlenioną oraz pincetę, po czym kucnął obok mnie i przyjrzał się ranie.
- Masz szczęście, bo szkło nie wbiło się, aż tak głęboko. To może teraz zaboleć. - Kiwnęłam głową, na znak, że to rozumiem. Zacisnęłam zęby. Nik powoli wyciągał kawałki szkła i opatrywał ranę. Gdy skończył podał mi bandaż i powiedział:
- Gdy się przebierzesz w świeże ubrania i umyjesz, obwiąż nim sobie kolano. - Potaknęłam posłusznie.
- Dzięki, bracie – uśmiechnęłam się do niego.
- Następnym razem postaraj się być bardziej uważna i zabieraj ze sobą parasol – zaśmiał się kolejny raz i rozczochrał moje mokre włosy, przez co teraz sterczały na wszystkie strony.
Weszłam po schodach i ruszyłam do swojego pokoju. Powitał mnie tam chłodny wiatr. Spojrzałam na otwarte okno. Zmarszczyłam brwi. Przecież zostawiłam je zamknięte. Nie tylko to mnie zmartwiło. Lampka nocna była włączona. Podeszłam bliżej i zauważyłam leżącą na moim łóżku karteczkę. Wzięłam ją do ręki i zobaczyłam, że coś na niej pisze. Podsunęłam ją pod lampkę i odczytałam napis. Drukowanymi literami były na niej napisane dwa słowa.

MIŁYCH SNÓW   

__________________________________________________________________________

Na samym początku chciałabym Was przeprosić za brak rozdziału. Było to spowodowane brakiem internetu. Mam nadzieję, że takie coś się więcej nie powtórzy. Dziękuję bardzo za wszystkie komentarze, w których umieszczacie wiele miłych słów, dzięki którym mam siłę pisać dalej!
Mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał oraz liczę na to, że jesteście ciekawi co wydarzy się dalej!

Julie