Cała zaspana spojrzałam na zegarek z
motywem Nowego Jorku. Szósta rano, co oznaczało, że do dzwonka na pierwszą lekcję
zostały jeszcze dwie godziny. Przez szpary w zaciągniętych żaluzjach do pokoju
wkradały się wiosenne promienie porannego słońca. Oświetlały one mój pokój
delikatnym blaskiem, który wydawał się prawie namacalny. Uwielbiałam poranki.
Postawiłam stopy na miękkim, śnieżnobiałym dywanie, po czym wstałam, podchodząc do okna. Otworzyłam je i moją
twarz musnął łagodny, poranny wiatr, przez który poczułam zapach bujnej trawy.
Wiosną zapachy stawały się głębsze niż innymi porami roku. Korony drzew miały intensywny zielony kolor.
Westchnęłam i podeszłam do szafy. Wyjęłam z niej jasne, podarte jeansy, biały t–shirt
oraz świeżą bieliznę. Lekkim krokiem ruszyłam do łazienki. Zamknęłam za sobą
drzwi z białego drewna i poszłam pod prysznic.
Po skończonej kąpieli przebrałam
się w świeże ubrania i zeszłam na dół po schodach. W kuchni krzątała się moja
mama,
przygotowując śniadanie.
– Cześć, mamo! – zawołałam. Kobieta odwróciła się
i uśmiechnęła się do mnie promiennie, po czym dalej wróciła do przygotowywania
naleśników. Podeszłam do blatu, wzięłam stojącą na nim szklankę i nalałam do
niej chłodnej wody. Upiłam łyk i zobaczyłam wchodzącego do kuchni mojego brata.
Jego ciemnobrązowe włosy były w lekkim nieładzie, co
zapewne świadczyło o tym, że wyszedł przed chwilą spod prysznica. Miał na sobie
granatową koszulę, której rękawy były podwinięte do łokci oraz czarne spodnie.
Mama postawiła na stole zielone i niebieskie naleśniki oraz rozstawiła talerze. Podeszłam do stołu i zajęłam miejsce
naprzeciw Nika. Chciałam wziąć zielone naleśniki (które zawsze były moje) ale
uprzedził mnie Nik, który szybkim ruchem chwycił je widelcem i położył sobie na
talerzu. Spiorunowałam go za to wzrokiem, na co on tylko się uśmiechnął i
powiedział:
–
Dzisiaj moje są zielone – wzruszył ramionami. Och! Starsi bracia, są tacy
denerwujący.
–
Moje zawsze były zielone, a twoje zawsze były niebieskie! – powiedziałam
oburzona. Usłyszawszy naszą kłótnie o naleśniki mama siedząca z nami przy stole
westchnęła i powiedziała:
–
Zachowujecie się jak dzieci. Kłócicie się o zwykłe naleśniki. Kto w waszym
wieku tak robi? – próbowała się nie uśmiechać, choć i tak kąciki ust jej
drgały.
–
Naleśniki to bardzo ważna sprawa – mruknęłam. Spojrzałam na Nika, który prawie
kończył swoje (moje) naleśniki.
Kilka minut później, gdy wszyscy
już zjedli, zaczęłam
szykować się do szkoły. Spakowałam wszystkie potrzebne książki – których było mało, bo większość miałam w
szafce –
zeszyty i piórnik. Zeszłam na dół i skierowałam się do salonu.
Było to duże pomieszczenie, którego
ściany były pomalowane na kolor ecru, a podłoga była zrobiona z ciemnego
drewna. Po lewej stronie stał kominek, od którego biło miłe ciepło, zaś po
prawej stronie na podłodze leżał perski dywan, który mój ojciec przywiózł z
jednej z wypraw, a na nim stały brązowa kanapa oraz stół. Zauważyłam mamę
stojącą przy oknie i zawołałam do niej:
– Dzisiaj będę później, bo idę z Sile na
miasto. – Odwróciła się do mnie i pokiwała głową, co miało oznaczać, że się
zgodziła. Ucałowałam
ją w policzek i się pożegnałam.
Włożyłam na stopy czarne trampki,
na ramiona narzuciłam wojskową kurtkę, złapałam plecak i wyszłam z domu,
zamykając za sobą drzwi. Na podjeździe czekał na mnie mój brat. Podeszłam do
niego i zapytałam, czy mogę prowadzić samochód. Spojrzał
na mnie i
powiedział:
– Młoda, będziesz mieć swój własny
samochód, to będziesz nim jeździła. W obecnej chwili go nie masz, a ja nie dam ci zepsuć mojego. – Przewróciłam oczami. Wsiadł do samochodu,
co oznaczało, że to koniec dyskusji. Obeszłam samochód i wsiadłam od strony
pasażera. Plecak postawiłam sobie między nogami i zapięłam pas. Nik włączył
radio i z głośników rozszedł się dźwięk piosenki. Od razu rozpoznałam mój ulubiony zespół – Imagine Dragons. Uśmiechnęłam się sama do
siebie i rozkoszowałam się muzyką.
Po kilku ciągnących się minutach
podjechaliśmy pod szkołę, a Nik zaparkował na parkingu dla uczniów. Wysiadłam i
powiedziałam do niego, że ma na mnie nie czekać po szkole.
Spojrzałam na wyświetlacz telefonu
i jęknęłam. Dziesięć minut po dzwonku, jestem spóźniona. Ruszyłam szybkim
krokiem do klasy. Minęłam woźnego, któremu kiwnęłam głową na powitanie, kilku
nauczycieli, aż w końcu dotarłam pod klasę.
Pociągnęłam za klamkę i weszłam do
środka. Twarze wszystkich skierowały się w moją stronę.
– Miło, że w końcu postanowiłaś do nas
dołączyć, panno West. – Nienawidziłam tego nauczyciela. Od pierwszej klasy się
na mnie uwziął. Powinni go wywalić, nie jest zbyt dobrym pedagogiem.
– Zamierzasz tam sterczeć całą lekcję,
czy w końcu usiądziesz? – Ta lekcja dopiero się zaczęła, a ja już mam dość. Usiadłam w swojej
ławce, wyciągnęłam potrzebne książki, zeszyt i piórnik. Próbowałam go słuchać,
ale po krótkiej chwili stwierdziłam, że nie ma sensu się zmuszać i zapatrzyłam
się w okno.
W połowie lekcji usłyszałam
wibrację wiadomości i
rozejrzałam się, czy nikt go nie słyszał. Gdy byłam już pewna, dyskretnie wyciągnęłam telefon i
schowałam go za książkę. Otworzyłam folder, w którym znajdowały się wiadomości
i odczytałam esemesa:
„NA PRZERWIE SPOTKAJMY SIĘ POD MOJĄ
SZAFKĄ” OD: SILE
Odpisałam jej, że przyjdę. Nagle nade mną
pojawił się jakiś cień. Spojrzałam do góry i zobaczyłam twarz nauczyciela. To
nie będzie nic dobrego.
– Panno West, może chciałaby pani się
podzielić czymś z klasą? – Och! Dlaczego to mnie zawsze musi na czymś
przyłapać? To pytanie zadaje sobie od kilku lat. Westchnęłam i odpowiedziałam:
– Nie, panie profesorze. – Szybko
schowałam telefon do kieszeni spodni i spuściłam głowę.
– Po lekcjach proszę przyjść do
biblioteki. Zostanie pani w kozie. – Po tych słowach podszedł do swojego biurka
i napisał coś w dzienniku. Pewnie uwagę. Co z tego, że będzie to setna z kolei?
Ważne, by była przynajmniej jedna w tygodniu.
Po dziesięciu minutach, które
ciągnęły się niemiłosiernie, usłyszałam błogi dźwięk dzwonka. Szybko wrzuciłam
wszystkie moje rzeczy, jakie miałam na ławce do plecaka i jak najszybciej
wyszłam z sali. Na korytarzu roiło się od uczniów. Trzeba było przepychać się
łokciami, żeby
gdzieś dojść. Serio.
Schodząc po schodach, zauważyłam Marka idącego w przeciwnym
kierunku. Zawołałam go, a gdy odwrócił głowę w moją stronę i na mnie spojrzał,
pomachałam do niego i
zawołałam:
– Cześć! – Chłopak uśmiechnął się i mi
odmachał. Palcem wskazał na telefon, a później do góry. Zrozumiałam, że musi
iść i pokiwałam głową ze zrozumieniem.
Przy szafce była już Sile, która
wkładała książki do torby. Podeszłam do niej i poczekałam, aż zwróci na mnie uwagę. Gdy skończyła, odwróciła głowę w moją stronę. Na jej
twarzy malowało się oburzenie.
– Dzwonił do mnie ojciec. Powiedział, że
przyjeżdżają do nas goście. – Dziewczyna zarzuciła torbę na ramię i zamknęła szafkę z hukiem.
Kilka głów odwróciło się w naszym kierunku. Poklepałam ją po ramieniu i
odciągnęłam w głąb korytarza, gdzie było ciszej oraz nie było dużo uczniów.
Sile odwróciła się do mnie i krzyknęła:
– Moi kuzyni! Wiesz, dlaczego rodzice mi o niczym nie
powiedzieli?! Chcieli mi zrobić niespodziankę! Jak to usłyszałam, myślałam, że mnie szlag trafi! –
Zdziwiłam się. Jeżeli jej kuzyni przyjeżdżają do miasta, oznacza to tylko kłopoty.
– Czy chodzi ci o TYCH kuzynów? –
zapytałam, nie dowierzając.
– Niestety – westchnęła przygnębiona.
– Wydaje mi się, czy będą kłopoty? –
zapytałam.
– Będą kłopoty – potwierdziła. – Ale to
jeszcze nie jest ta najgorsza wiadomość.
– Jak to? Może być coś jeszcze gorszego?
– Spędzą tu kilka miesięcy...
– Co?! – Stałam
jak wryta.
Rozległ się dźwięk dzwonka.
– Eve, porozmawiamy później. – Dziewczyna
spróbowała się uśmiechnąć, co jej nie wyszło, odwróciła się i poszła. Ja nadal stałam jak wryta.
Jak to,
przyjeżdżają jej kuzyni?! Na kilka miesięcy?! Gorzej już być nie może.
Westchnęłam i ruszyłam do sali lekcyjnej.
__________________________________________________________________________
Witam wszystkich na tym blogu! Jest to pierwszy rozdział historii o Eve, mam nadzieję, że choć trochę Was zaciekawił i zostaniecie ze mną na dłużej!
Proszę Was także o napisanie czy rozdziały takiej długości Wam odpowiadają, czy mają być dłuższe :)
Julie